O dwumeczu z Paris Saint-Germain, samorozwoju i słodko-gorzkim roku porozmawialiśmy z naszą prawą obrończynią Alicją Dyguś.
Po meczu w Paryżu bardziej bolał was wynik, czy może cieszył zdobyty gol?
Chyba bardziej bolał nas wynik, bo nie zagrałyśmy dobrego spotkania. Zdecydowanie lepiej prezentowałyśmy się tydzień wcześniej u siebie. Wiedziałyśmy jednak, z kim się mierzymy i że PSG też nie było do końca zadowolone z wygranej “tylko” 2:0 w Łęcznej. Spodziewałyśmy się, że w rewanżu zagrają najmocniejszym składem. Uważam jednak, że pomimo porażki 1:6 możemy cieszyć się z tego, co pokazałyśmy indywidualnie, a przede wszystkim, że udało nam się zdobyć honorową bramkę, bo z takim rywalem nigdy nie jest to łatwe.
A spodziewałaś się, że w Paryżu możecie zagrać o tyle słabiej niż w Łęcznej?
Byłam pewna jednego: tego, że zmotywowałyśmy Paryżanki do pokazania się z jeszcze lepszej strony niż w pierwszym meczu. Wiedziałyśmy doskonale, że są głodne bramek w starciu z niżej notowanym rywalem, jakim dla nich byłyśmy. Wynik 6:1 nie jest więc według mnie dużym zaskoczeniem. Oczywiście starałyśmy się grać najlepiej, jak mogłyśmy i zostawiłyśmy na boisku serce. Nie jesteśmy usatysfakcjonowane z rezultatu, ale myślę, że mimo to, patrząc na cały dwumecz, jako drużyna nie mamy się czego wstydzić. Cieszymy się, że mogłyśmy zmierzyć się z tak renomowanym przeciwnikiem.
Te mecze to były dla was lekcje?
Jak najbardziej, i to od najlepszego nauczyciela w Europie. Osobiście, przed losowaniem nie chciałam trafić na Paris Saint-Germain. Teraz jednak ze stuprocentową pewnością mogę stwierdzić, że w życiu nie zamieniłabym go na innego rywala, bo te spotkania były świetnym doświadczeniem.
Co z nich wyciągnęłaś?
Zobaczyłam, nad czym muszę jeszcze pracować, ale też zrozumiałam, że nie można bać się żadnego rywala i skazywać się na porażkę przed pierwszym gwizdkiem. Przede mną dużo pracy, bo wiem, że sporo w swojej grze mogę poprawić.
Co konkretnie?
Przede wszystkim przygotowanie fizyczne. W tym sezonie i tak wiele się zmieniło, bo w mojej opinii praca z trenerem Pawłem Wolińskim daje nam niezwykle dużo, co widać było, chociażby w meczach kwalifikacyjnych do Ligi Mistrzyń. Niemniej jednak wiem, że mogę być w tym aspekcie jeszcze lepsza. Druga kwestia to pewność siebie na boisku, z piłką, czy też bez niej, przy nodze.
Jesteś taką zawodniczką, która zazwyczaj pozostaje w cieniu, rzadko się o tobie mówi po meczach, mimo że dobrze wykonujesz swoją pracę zarówno w defensywie, jak i ofensywie. Nie przeszkadza ci „bycie na uboczu”?
Nie, nie jest tak, że czuję się niedoceniona. Wiem, jak dużo pracy wkładam w treningi i każdy mecz. Dla mnie najważniejsze jest dobro zespołu, to, żebyśmy wygrywały kolejne spotkania i byśmy pokazywały się z jak najlepszej strony. Jeśli tylko w jakikolwiek sposób mogę pomóc drużynie w odniesieniu sukcesu, mogę to robić z tylnego siedzenia. Nie mam z tym problemu.
Mecz z PSG był ostatnim, jaki rozegrałyście w tym roku, który był dla was dosyć słodko-gorzki. Z jednej strony dublet, Liga Mistrzyń, a z drugiej słabsze niż oczekiwano występy w rundzie jesiennej Ekstraligi. Jak możesz podsumować ten czas?
Sięgnęłyśmy po najważniejsze krajowe trofea i na rodzimym podwórku nie mogłyśmy marzyć o niczym więcej. W Lidze Mistrzyń także poszło nam dobrze, bo długo czekałyśmy, by dotrzeć do 1/16 finału tych rozgrywek. Udało nam się zmierzyć z rywalem najwyższej klasy, dzięki czemu zebrałyśmy doświadczenie, które zaprocentuje w przyszłości. Jeśli zaś chodzi o nieudany początek sezonu ligowego, to… piłka jest nieobliczalna, dołek może przytrafić się każdemu. Kibice, ale i my, przyzwyczaiłyśmy się do tego, że wygrywamy wszystkie spotkania, a każda passa kiedyś się kończy. Bardzo nam szkoda straconych punktów, ale będziemy walczyć o dogonienie czołówki.
Nie zdziwiło cię trochę, że w lidze idzie tak słabo, a w Lidze Mistrzyń tak dobrze?
Trochę tak. Gra w Lidze Mistrzyń wiąże się z inną motywacją. To coś nowego, wielkiego. Nie mówię oczywiście, że nie przykładamy się do Ekstraligi, bo zawsze chcemy grać na 100 procent, ale pojawienie się na horyzoncie możliwości awansu do Ligi Mistrzyń dodało nam animuszu i było bodźcem do realizacji marzeń.