O meczu z TS ROW Rybnik, aktualnej formie drużyny i grze na nowej dla siebie pozycji porozmawialiśmy z naszą zawodniczką Małgorzatą Grec.
Jeszcze niedawno zajmowałyście siódmą lokatę w tabeli Ekstraligi. Teraz plasujecie się na trzecim miejscu. Jest radość?
Z jednej strony radość, a z drugiej ulga, bo nie powinnyśmy w ogóle znajdować się na tak niskim miejscu jak na początku sezonu. Każdego dnia i w każdym meczu dążymy do tego, by piąć się wyżej i realizować postawione przed nami cele.
Awans na najniższy stopień podium wywalczyłyście dzięki wygranej 5:1 z beniaminkiem, ROW-em Rybnik. Mimo wysokiego zwycięstwa nie było to jednak wcale łatwe spotkanie, bo po kwadransie był remis.
Najgorsze dla nas jest to, że po raz kolejny straciłyśmy bramkę. To mankament, nad którym cały czas musimy pracować, starać się go zniwelować. Nie ma oczywiście co porównywać, ale w poprzednim sezonie nie miałyśmy takich problemów w defensywie. Musimy wymagać od siebie więcej. Ważne jest to, że udało nam się zdobyć pięć bramek, ale nie możemy zapominać o obronie.
No właśnie. W 12 meczach poprzedniego sezonu straciłyście łącznie osiem bramek. W tej kampanii już po dziewięciu kolejkach jest to dziewięć goli. Z czego to wynika?
Naszym problemem jest koncentracja. Nie tracimy bramek po pięknych akcjach rywala, a po momentach rozluźnienia w naszych szeregach. Nikt jednak nie będzie pamiętał, że gol padł „z niczego”, liczy się to, że piłka jest w siatce. Musimy ten aspekt poprawić – co do tego nie mam wątpliwości.
Ty w Rybniku zanotowałaś swoje pierwsze trafienie w sezonie. Jak wyglądała akcja bramkowa?
Miałam sporo wolnej przestrzeni, więc postanowiłam uderzyć z 25. – 30. metra. Udało się trafić do bramki, a ja cieszę się z tego, że mogłam pomóc drużynie. Tym bardziej że gole z dystansu to w moim przypadku rzadkość (śmiech).
Od tego sezonu grasz na nowej dla siebie pozycji, jako defensywna pomocniczka. Jak się na niej czujesz?
Z meczu na mecz coraz lepiej. Nadal jednak najpewniej czuję się na środku obrony, bo to moja nominalna pozycja. Trener jednak postanowił, że będę grać wyżej, a ja się do tego dostosowuję. Staram się rozwijać i realizować zadania, jakie dostaję.
Wróćmy na chwilę do układu tabeli. Do wicelidera, TME UKS SMS Łódź, tracicie aktualnie siedem „oczek”. Do lidera, Czarnych Sosnowiec – dziesięć. Tę stratę da się jeszcze odrobić?
Myślę, że tak. Nie raz przekonałam się już o tym, że kobieca piłka potrafi zaskakiwać i obfituje w niespodzianki. Dwa sezony temu my także miałyśmy sporą przewagę, a koniec końców o mistrzostwie decydował ostatni mecz z Medykiem Konin. Wszystko się może zdarzyć i musimy być gotowe na każdą ewentualność. Przede wszystkim jednak nie możemy już gubić punktów.
Wiele osób uważa, że w tym sezonie Ekstraliga jest dużo bardziej wyrównana. Zgadzasz się z tą opinią?
Jak najbardziej. Widać, że zrobiliśmy krok naprzód. To dobrze, bo większa rywalizacja wspomaga nasz rozwój. Możemy się tylko cieszyć z tego, że kluby się wzmacniają, że nasze mecze są transmitowane w ogólnodostępnej telewizji, a co za tym idzie, otworzyliśmy się na nowych kibiców.
Przed wami długa przerwa. Ty jednak nie odpoczniesz, bo zostałaś powołana do reprezentacji Polski na spotkania z Mołdawią i Azerbejdżanem. W jakich nastrojach podejdziecie do tych meczów po niekorzystnych wynikach w dwumeczu z Czeszkami?
To będą zupełnie inne starcia od tych z reprezentacją Czech. Głównie dlatego, że zmierzymy się z niżej notowanymi rywalami. Nie możemy jednak o tym myśleć. Trzeba skupić się na wygraniu obu spotkań i zdobyciu pełnej puli, bo jeśli chcemy zachować jakiekolwiek szanse na awans na Euro, nie możemy już tracić punktów.
Wspomniany pierwszy mecz z Czeszkami był Twoim debiutem w spotkaniu reprezentacji Polski o stawkę. Długo na to czekałaś?
Oczywiście. Bardzo cieszę się z tego, że dostałam od trenera szansę. Starałam się pokazać z jak najlepszej strony, pomóc zespołowi, ale niestety nie udało nam się osiągnąć zadowalających rezultatów.