W piątkowym sparingu z GKS Katowice wróciła na boisko po 341 dniach przerwy, spowodowanej kontuzją i od razu wpisała się na listę strzelczyń. Z Klaudią Miłek porozmawialiśmy o wymarzonym debiucie, radości i łzach po zdobyciu bramki, wdzięczności dla „MC” oraz dojrzałości drużyny.
To był wymarzony debiut?
Oj… na pewno. W każdym momencie mojego pobytu na boisku towarzyszyło mi mnóstwo emocji. Wydaje mi się, że chyba każdy chciałby doznać czegoś takiego.
Tym bardziej że twoja przerwa od gry trwała, jak obliczyłaś, 341 dni.
To była niezwykle długa pauza, ale najważniejsze jest to, że się przełamałam i uwierzyłam, że wszystko jest okej. Strzelona bramka jest dla mnie wielkim sukcesem. Bardzo się cieszę, że zespół we mnie wierzył. Cała rehabilitacja, gol – to wszystko robiłam także dla dziewczyn, sztabu. Mam nadzieję, że w lidze będzie tak samo.
Co czułaś, wchodząc na boisko? Stresowałaś się trochę?
Tak! Powiedziałam nawet Ani Palińskiej, że dawno nie byłam aż tak zestresowana! Wiedziałam jednak, że dużo osób na mnie liczy i dobrze przepracowałam okres przed powrotem. Musiałam sobie po prostu udowodnić, że wszystko jest już w porządku i że wracam na tory, na jakich chcę być.
A co poczułaś po strzeleniu bramki? Twoja radość była wyjątkowa.
Zeszło ze mnie całe ciśnienie. To była radość ze łzami w oczach, szczególnie gdy padłam na murawę. Niesamowite uczucie, czekałam na ten moment. Przeszłam przez trudny czas, ale wierzę, że będzie tylko lepiej i częściej będziemy się cieszyć z moich bramek.
Co ciekawe, pierwszego, aczkolwiek nieoficjalnego gola w zielono-czarnych barwach zdobyłaś przeciwko byłej drużynie.
Na szczęście wiem, że GKS jest zespołem, który też mocno we mnie wierzył. Nie pożegnaliśmy się w złej atmosferze i mam nadzieję, że mój powrót im również dał trochę radości. Mam nadzieję, że wybaczą mi tę bramkę!
Tuż po meczu podkreślałaś wdzięczność za trafienie dla Macleans Chinonyerem, która także mogła uderzać na bramkę, ale oddała piłkę, byś to ty wpisała się na listę strzelczyń.
To było super zachowanie „MC”. Wszyscy wiemy, że ona też bardzo lubi strzelać bramki, ale czasem dobro drużyny, czy drugiej zawodniczki, by ta zaadaptowała się na boisku, jest ważniejsze. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie się układać i wspólnie będziemy prowadzić zespół do zwycięstw.
Ten sparing był zupełnie inny od marcowego spotkania ligowego, które zremisowaliśmy. W tamtym starciu oczywiście jeszcze nie grałaś, ale mimo wszystko, masz wrażenie, że piątkowe zwycięstwo może być bodźcem do tego, by wygrywać pewniej niż do tej pory?
Myślę, że na pewno. W Nowinach wreszcie pokazałyśmy na boisku siebie, dojrzałość, jaką mamy. Każda z nas wyszła na murawę, wiedząc, co ma robić i była pewna swoich decyzji. Wierzę, że nas to wzmocni. Nie zamierzamy odpuszczać, a nadal walczyć o lidera.
Na swoim koncie masz jak dotąd jeden medal ekstraligowy – brąz zdobyty w barwach AZS PWSZ Wałbrzych. Teraz mierzysz w krążek z cenniejszego kruszcu?
Złoto na pewno smakowałoby lepiej! Tym bardziej że bardzo dobrze czuję się w Górniku i wiem, jaką radość dałby nam lider na koniec sezonu oraz możliwość gry na arenie europejskiej.
Nawiązując jeszcze do AZS. W Łęcznej spotkałaś się z koleżankami, z którymi grałaś właśnie w Wałbrzychu. Chyba dzięki nim też jest ci łatwiej?
Oczywiście. Cały zespół naprawdę bardzo mi ufa i wie, co potrafię. Z każdym treningiem, rozmową, wszyscy pokazują mi, że chcą, bym była mocnym punktem drużyny. Motywują mnie, bym udowadniała sobie, że warto było przyjść do tak dobrego klubu i walczyć o najwyższe cele.